Są na tym świecie miejsca…

,,Patrzyłem na pozostałe drewniane chaty i płynący San i myślałem , że nie zmienimy historii, która była bardzo trudna dla obojga Narodów po drugiej wonie światowej , ale i nie tylko w tym okresie. Musimy jednak patrzeć w przyszłość, musimy zrobić wszystko żeby te pogranicza – historyczne , rodzinne, kulturowe, łączyły nas, a nie dzieliły.”
Wasyl Machno – Dębno lipiec 2011

Pewnie bym nie uwierzył gdyby 20 lat temu ktoś mi powiedział, że do naszej wsi, do Dębna zawita gość, który sprawi, że będę trzymał w ręku książkę, w której strofy jego wierszy będą mówić nie tylko o „Dubnie leżącym koło Leżajska nad Sanem”, ale także o „…dzieciach goniących po trawie za psami” i o tym, że nasze „Dębno do nieba się wznosi”. Stwierdzenie być może zbyt osobiste, ale dlaczego nie miałoby być takie, skoro, to my, czyli Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Dębno sprawiliśmy, że autor tych słów po wielu  latach postanowił „wrócić” do nas, a dokładniej do wsi, w której urodził się jego ojciec, gdzie pierwsze swoje kroki stawiało jego rodzeństwo, skąd w 1913 roku, w swoją podróż życia, na pokładzie SS Brandenburg wyruszyły dwie spokrewnione ze sobą, 18-letnie panny: Ewa Machno                   i Anastazja Zeń. Słowo „wrócić” ma tu wyjątkowe znaczenie, bo nasz bohater, czyli Wasyl Machno Ukrainiec, dziś mieszkający w Nowym Jorku, tak naprawdę w Polsce bywał wiele razy, ale Dubno-Dębno znał tylko z rodzinnych opowieści.

 

Od cmentarza do kolęd
Przez kilkadziesiąt lat oficjalnie nikt w Dębnie nie mówił o polsko-ukraińskich czy ukraińsko-polskich związkach, koneksjach czy powiązaniach. Gdy 2006 roku w naszym stowarzyszeniu narodził się pomysł ocalenia cmentarza leżącego przy kościele w Dębnie, nikt nie przewidywał, że za kilka lat w internecie znajdziemy znanego pisarza i poetę, który bez ogródek mówi, że z przyjemnością przyjeżdża do Polski, a szczególnie na Podkarpacie – dokładnie – bo w pobliżu jest Dębno, rodzinna wieś mojego ojca. Poeta, pisarz, znany, szanowany, ceniony w świecie, goszczony od Sanoka przez Warszawę po Sejny, za naszą sprawą w końcu trafił także do Dębna. Nieważne Polak czy Ukrainiec, Ukrainiec czy Polak, serce drgało gdy na spotkaniu w naszym gimnazjum najmłodsze pokolenie patrzyło na to jak rodziny Tupajów, Jaroszewiczów, Cebulaków, Misiów, Kasperskich i wiele innych włączało się w ukraińskie kolędy czy wspomnienia o… tamtych czasach.

Dubno, koło Leżajska
To właśnie to spotkanie zainspirowało nasze stowarzyszenie do kolejnych działań mających na celu odkrywanie nie tylko historii ale i losów mieszkańców Dębna, zarówno tych, którzy zostali w 1945 roku stąd wywiezieni (jak ojciec Wasyla Machno – dop. red.) jak i tych, którzy trafili do nas z Kresów Wschodnich. Maria Horoszko, Dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Leżajsku ( w tym miejscu wielki ukłon w stronę Pani Marii i jej współpracowników) i wiele innych instytucji przyklasnęło pomysłowi wydania książki W. Machny.

Udało się! 8 września był u Balickich (Tupajów), zwiedził nasz „stary” cmentarz, ponownie gościliśmy go w gimnazjum, w Leżajsku zwiedził muzeum browarnictwa i finał, czyli z wieczór autorski z udziałem poety i tłumacza Bohdana Zadury. W tym miejscu pragnę oddać głos naszym bohaterom……
Kazimierz Krawiec

Wasyl Machno (autor)
– Ten dzień, który spędziłem w Dębnie i Leżajsku z okazji wydania mojej książki „Dubno, koło Leżajska” (2012), jest wyjątkowym wydarzeniem w moim życiu. Wszyscy, którzy się przyczynili do jej wydania – Monika Balicka (Tupaj), Maja Horoszko i Kazimierz Krawiec wraz z Stowarzyszeniem Rozwoju Wsi Dębno zrobili wielką przyjemność nie tylko mnie jako autorowi, ale całemu pokoleniu Ukraińców i Polaków, którzy tworzyli historię Dubna/Dębna. Ta książka w mojej opinii jest mostem między nami, pokoleniami, narodowościami i oczywiście, również patrzeniem w przyszłość. Chcę najserdeczniej podziękować także wszystkim, dla których czytałem w pięknej sali Muzeum w Leżajsku. Naprawdę wszyscy staliście się częścią mojego serca. Myślę, że Dębno już jest na mapie literackiej Polski i Ukrainy, istnieje teraz nie tylko jako punkt geograficzny, ale punkt metafizyczny. Znakomity polski poeta i tłumacz z ukraińskiego Bohdan Zadura przetłumaczył mistrzowsko te teksty dla polskiego czytelnika. W tym widzę nieco większą jakość dla wsi, która przechodzi z rzeczywistości do słów, od historii do poezji – staje się większa sama od siebie. Próbowałem napisać książkę, w której musiałyby się spotkać różne rzeczy, kontynenty i miasta – ukraińskie, polskie i amerykańskie, ale właśnie taki jest mój osobisty pogląd na historię, w której Dubno zajmuje swoją strefę. Bardzo się cieszę, że jesteśmy z Wami na jednej fali, fali porozumienia i przyjacielskich stosunków i  za to chcę jeszcze raz podziękować Dębnu i Leżajskowi, które są już dla mnie miejscami rodzinnymi i bardzo bliskimi.

Bohdan Zadura (pisarz – tłumacz)

O istnieniu Dębna dowiedziałem się dzięki Wasylowi Machnie, w Leżajsku byłem pierwszy raz dzięki promocji jego książki. Przez Leżajsk wcześniej przejeżdżałem i pewnie wcześniej przejeżdżałem też przez Dębno, ale to nazwa normalna, nie rzucająca się w oczy i nie zapadająca w pamięć tak jak Niebylec, Tuszów Narodowy czy choćby Cyców. Znałem Dębno z utworów Wasyla i jego opowieści i choć na ogół rzeczywistość nie dorasta do naszych o niej wyobrażeń, to tym razem jednak było inaczej.  Zacznę od tego, co mnie w te strony sprowadziło, czyli od książki – wydanej naprawdę pięknie, elegancko i profesjonalnie. Samo istnienie czegoś takiego jak Stowarzyszenie Rozwoju Wsi jest czymś zaskakującym, a jego działalność przekonuje, że jak się ludzie skrzykną, to potrafią zrobić wiele wspaniałych rzeczy, bo nie chodzi tylko o tę książkę, której dębniańskie stowarzyszenie było inicjatorem i wespół z leżajskim MCK współwydawcą, ale i pielęgnowanie przeszłości tej wsi, badanie jej historii, szacunek dla tego, co z przeszłości tej pozostało, troska o groby dawnych jej mieszkańców, których potomkowie mieszkają już po drugiej stronie granicy. Umiejętność pozyskiwania środków unijnych, ale i wkład własnej pracy, jak choćby przy budowie szkoły społecznej. Ten rozwój figurujący w nazwie stowarzyszenia widać gołym okiem. Po prostu, w Dębnie są fajni ludzie, pozbawieni kompleksów i resentymentów, którzy mają umiejętność wspólnego działania i pozyskiwania sojuszników dla swych działań. Wiem, że Wasyla Machny i jego przemiłej i pięknej żony Switłany trudno nie lubić, jednak serdeczność, z jaką był przyjmowany we wsi, z której pochodził jego ojciec, była wzruszająca. Czasami miewa się wątpliwości, czy w czasach kultury obrazkowej tak zwana literatura wysoka jest komukolwiek potrzebna.  Tłumy na promocji „Dubna, koło Leżajska” w Muzeum Ziemi Leżajskiej, długość kolejki oczekujących na autograf Wasyla, pokazują, że może nie jest tak źle. To był jeden z najlepszych wieczorów autorskich, w których uczestniczyłem w swoim nie najkrótszym życiu. Z Dębna zapamiętałem smak pierogów zrobionych przez matkę Moniki Balickiej i ciasto ze śliwkami, upieczone przez Monikę (a znam się i na tym i na tym) i starszą panią, która przed 45 rokiem mieszkała w Dubnie i przyjechała autobusem z Ukrainy specjalnie na spotkanie z Wasylem, wiekowy dąb, kotka sąsiadów Moniki i Roberta, który wskoczył do zabytkowej wołgi 2013, która miała zawieźć Wasyla i mnie do Drohobycza na Festiwal Schulza, i zwinął się w kłębek na przednim siedzeniu. Spacer po wsi, odwiedziny w szkole, o której wcześniej wspomniałem, zadbany cmentarz…  Wasyl się wahał, czy nie zostać w Dębnie jeszcze dzień. Kiedy na scenę weszły piękne dziewczyny, szepnął do mnie „Zostaję w Leżajsku”. To bardzo komplikowałoby logistykę naszej podróży i zajęło mi chwilę, nim zrozumiałem, że to tylko żart komplementujący urodę śpiewających  dziewcząt, które tworzyły muzyczną oprawę spotkania. Wywiozłem z Dębna kalendarz podarowany mi przez Pana Kazimierza, Prezesa Stowarzyszenia, z Leżajska wspaniałą monografię miasta – dar Burmistrza, ale co najważniejsze przeświadczenie, że istnieją na tym świecie miejsca sympatyczniejsze i lepsze niż można by się spodziewać…..

 

…a teraz głos oddaję uczestniczce wieczoru autorskiego

 

Natalia Nowicka

Kiedy słyszę słowa: „wieczór autorski”, od razu przypomina mi się przeczytana gdzieś relacja Jana Himilsbacha z jednego ze spotkań autorskich z nim w roli głównej (nie mam śmiałości jednak przytaczać tu zgrabnych popisów polszczyzny Pana Himilsbacha, soczyście zaprawionych kuchenną łaciną, więc odsyłam zainteresowanych do poszukiwań tej historii na własną rękę) i tym chętniej uczestniczę w tego typu wydarzeniach, w nadziei, że w końcu trafię na taki autorski wieczór, o którym można by powiedzieć, że był inny niż wszystkie.

Dotychczas były to spotkania powiedzmy: tradycyjne. Tradycyjne pytania, satysfakcjonujące odpowiedzi, chrząknięcia na sali w tej samej tradycyjnej tonacji, co zwykle, a potem rozchodziliśmy się do domów… oczywiście ze świeżo zakupioną książką autora pod pachą, zapominając szybko o jego spojrzeniu, które zdawało się krzyczeć cytatem z Szymborskiej (nomen omen z wiersza pt. Wieczór autorski”): „Dwanaście osób jest na sali, […] / Połowa przyszła, bo deszcz pada, / reszta to krewni”. Co ważne, wszystkie spotkania z autorami ,w jakich przyszło mi brać udział odbywały się w dużym mieście, gdzie wówczas mieszkałam i tam raczej nie powinno być problemów z frekwencją. Nic bardziej mylnego. Z takim właśnie malkontenckim nastawieniem wybrałam się, tym razem do Leżajska, na wieczór autorski ukraińskiego poety i eseisty Wasyla Machno. Jakby tego było mało, zanim dowiedziałam się o tym spotkaniu, zabrałam się do czytania niezwykle ironicznej powieści o rynku wydawniczym, krytykach, pisarzach i czytelnikach. W dodatku o samym bohaterze wieczoru wiedziałam niewiele (tak, wiem, wstyd przyznać), ot kolejne nazwisko we współczesnej literaturze ukraińskiej obok Jurija Andruchowycza, Serhija Żadana czy Oksany Zabużko. Uzbrojona po zęby w swoją ignorancję zasiadłam wśród reszty uczestników spotkania, którzy poświęcili sobotni wieczór 8 września br. i przybyli tłumnie (!) do Muzeum Ziemi Leżajskiej, by dowiedzieć się co Pan Machno ma do powiedzenia. Pretekstem do spotkania było wydanie, w tłumaczeniu na język polski, książki pt. „Dubno koło Leżajska. Wiersze i eseje”, którą autor dedykuje ojcu, urodzonemu w Dębnie, skąd został wysiedlony na tereny dzisiejszej Ukrainy. Kiedy zadośćuczyniono formułom powitalnym, oczom moim i pozostałych partycypantów ukazał się autor w towarzystwie nie kogo innego jak… Bohdana Zadury, który jest tłumaczem wspomnianej już publikacji, o czym także nie wiedziałam (kompromitując się do cna tym wyznaniem, na swoje usprawiedliwienie mam ciągły deficyt czasowy, który nie pozwala mi śledzić wydarzeń kulturalnych w mieście – obiecuję poprawę!). Dla niewtajemniczonych: Pan Zadura jest dla trudniących się poezją tym, kim był Sokrates dla Platona. Żeby lepiej zobrazować, co mam na myśli, przywołuję wspomnienie pewnego wieczoru z poetami, w którym przed kilku laty braliśmy udział my: studenci – organizatorzy i oni: czołowi polscy poeci, a wśród nich Bohdan Zadura. Spotkanie odbywało się w plenerze i kiedy pojawił się Zadura nie byliśmy już „zacnymi żakami”, lecz stadem studenciątek pasącym się na Stepach Akermańskich i wpatrującym w postać mistrza, który, jak się nam zdawało, nie kroczył po ziemi, ale „wpływał na suchego przestwór oceanu”. Tyle o tłumaczu.  Osobę autora celowo zostawiam na koniec, bo muszę przyznać otwarcie i szczerze (a najlepiej robić to ponoć na końcu), że Wasyl Machno mnie zaskoczył. Wasyl Machno swoją książką „dał po nosie” mojemu cynizmowi. I nie chodzi już nawet o to, że w trakcie spotkania okazał się przesympatycznym i skromnym człowiekiem z dużym (jakże dziś pożądanym) dystansem do trudnej i bolesnej historii polsko – ukraińskiej. Wasyl Machno jest przede wszystkim wirtuozem metafizyki codzienności. Używa jej do tropienia swojej tożsamości, przemierzając dębniańskie pastwiska i szukając śladów ojca. Metafizyka codzienności w wydaniu Wasyla Machny jest sposobem na emigranckie niedole, kiedy błądzi po nowojorskich ulicach, czy kiedy przekonuje się czym jest krakowski spleen. Po wieczorze autorskim z Wasylem Machno, wiem już, że autentyzm jaki bije z jego poezji i esejów nie jest konstruktem literackim stworzonym na potrzeby odbiorców. Autor książki „Dubno koło Leżajska” jest autentyczny do bólu, ale bólu takiego, co nie boli, lecz sprawia, że nie odbieramy telefonów, nie otwieramy drzwi nikomu, zapadamy w fotel i strona, po stronie pożeramy umysłem „Dubno…”,  zarywając noc po pięciu kawach.

Za te właśnie doznania wielkie brawa należą się przede wszystkim dwóm instytucjom:  Stowarzyszeniu Rozwoju Wsi Dębno i Miejskiemu Centrum Kultury w Leżajsku, które stoją za całym przedsięwzięciem: wydaniem książki i zorganizowaniem (wraz z Muzeum Ziemi Leżajskiej) spotkania autorskiego.

Książkę można (ba! należy) kupić w Miejskim Centrum Kultury w Leżajsku (ul. Mickiewicza 67, tel. 17 242 11 34).

 

Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Dębno i Miejskie Centrum Kultury w Leżajsku  pragną podziękować Panu Andrzejowi Chmurze za pomoc w organizacji wieczoru autorskiego, Pani Alinie Hasiak, za wspaniałe ilustracje, które znajdujemy na kartach „Dubna…”. Wydanie książki wsparli  min. sponsorzy i darczyńcy:

Grupa Żywiec S.A. Browar Lezajsk, Zakład Mięsny Górno, Elektrociepłownia Nowa Sarzyna sp. z o.o. Zakład Usług  EL-CHEM sp. z o.o. Nowa Sarzyna, Zakład Usług WOD-REM sp. z o.o. Nowa Sarzyna Firma,, REMAL” Sylwester Łazarowicz z Dębna, Firma  ,,Trojpol” Mariusz Trojnar z Dębna, LGD Stowarzyszenie ,, Region Sanu i Trzebośnicy” oraz Niepubliczne Gimnazjum w Dębnie. Cieszymy się , że tam pracują ludzie, którzy wiedzą, co znaczy inwestować w kulturę. Ukłony składamy również solistkom  z grupy wokalnej Meritum, działającej przy MCK w Leżajsku, która umiliła muzycznie ten wyjątkowy wieczór.

 

galeria

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wydarzenia. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.